Dążenia do redukcji liczby pracowników łódzkiego MPK to mrzonka – uważają przedstawiciele związków zawodowych. Jak twierdzą, problemem w spółce nie jest przerost zatrudnienia, lecz brak rąk do pracy. Rozwiązania problemu upatrują w zwiększeniu finansowania MPK z budżetu miasta.
Według Szymczaka propozycja restrukturyzacji jest nie do przyjęcia. W jego ocenie trudno mówić o jakichkolwiek przerostach zatrudnienia w spółce. – Dziś ludzie uciekają z MPK. Nie ma chętnych do pracy za obecne stawki. Kierownicy zakładów zmagają się z wakatami, pilnie potrzebują ludzi do pracy. Skutki ewentualnej redukcji będą tragiczne. Jeśli zabraknie ludzi do wykonywania usług, stracą na tym pasażerowie – argumentuje.
Dodatkowym czynnikiem działającym na niekorzyść prowadzących było, według przedstawiciela „Solidarności”, wprowadzenie nowej siatki połączeń: miało ono spowodować, że kierowcy – mimo niezmienionej stawki godzinowej – stracili pieniądze z powodu mniejszej liczby kursów w niedziele i święta. – Podwyżki stawki godzinowej o 2 zł, których się domagamy, nie są w zestawieniu z tym wielkie – uważa.
Referendum to nie szantaż
Według obliczeń, na które powołuje się Szymczak, podwyżki kosztowałyby ok. 15 milionów złotych. – Uważam, że Rada miejska powinna przyznać MPK więcej środków w przyszłorocznym budżecie. Zarówno radni, jak i przedstawiciele Urzędu Miasta znają problem. Nie wiem, skąd powinno się wziąć te pieniądze, ale dobrze opłacani urzędnicy powinni to wiedzieć – mówi związkowiec. Jak dodaje, zapisy w umowie powierzenia oraz układzie zbiorowym przewidują podwyżki dla pracowników o wartość nie mniejszą, niż wskaźnik inflacji.
Przewodniczący oddala też sugestie władz miasta i spółki, jakoby strona związkowa posługiwała się szantażem. – Nie rozmawiamy o strajku. Wchodząc w spór zbiorowy, liczymy na mediację. Referendum strajkowe, które się odbyło, miało być tylko informacją dla przedstawicieli załogi, czy pracownicy MPK popierają te postulaty. Załoga dała nam pozwolenie na strajk, ale my wciąż rozmawiamy z władzami i liczymy na dogadanie się. Nie chcemy utrudniać mieszkańcom życia – zapewnia Szymczak.