– Część problemów ze smogiem rzeczywiście możemy rozwiązać elektryfikacją transportu, ale nie wszystkie – mówił podczas środowego Kongresu Czystego Powietrza Leszek Wiśniewski ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze.
– Generalnie zanieczyszczenie powietrza związane z samochodami to 5,4 do 7 proc. Smog jest przede wszystkim efektem niskiej emisji, czyli tego, czym palimy w domowych piecach. Dlaczego więc tak dużo mówimy o autach? Bo wszystko zależy od miejsca, które rozważamy. W miastach udział zanieczyszczeń komunikacyjnych w smogu może sięgać nawet 60 proc. – mówił Leszek Wiśniewski podczas czwartkowego Kongresu Czystego Powietrza, który odbył się w Warszawie.
Wiśniewski zwracał uwagę na, często pomijany, aspekt dotyczący zanieczyszczeń komunikacyjnych. Nie wszystkie składniki smogu pochodzące z samochodów, biorą się z rur wydechowych. Z badań na zlecenie Komisji Europejskiej wynika, że zanieczyszczenie komunikacyjne to też cząstki odpadające ze zużytych hamulców (16–55 proc. zanieczyszczeń samochodowych), cząstki ze startych opon (5–30 proc.) a także pył wzbijany przez samochody z jezdni, czyli tzw. emisja wtórna (28–59 proc.).
– Udział każdego z tych elementów bywa bardzo zróżnicowany, ale to wynika z tego samego powodu, dla którego smog z samochodów czasem jest głównym niebezpieczeństwem. Charakter smogu może się bardzo różnić w zależności od miejsca – tłumaczył.
Dlatego walcząc ze smogiem, warto po prostu ograniczać ruch samochodowy. Zwrócił na to uwagę w zeszłym roku m.in. profesor Frank Kelly, ekspert ds. transportu i były doradca brytyjskiego rządu,
który rzucił hasło „Potrzeba mniej aut, a nie czystszych aut”.
Nie tylko smog– Warto też pamiętać, że samochody elektryczne w mniejszym niż się sądzi stopniu, rozwiążą problem hałasu. Są cichsze niż auta z tradycyjnym napędem, ale im szybciej jeżdżą, tym bardziej hałas jaki emitują zależy od tarcia opon i oporu powietrza. Tak się dzieje zwłaszcza powyżej 50 km/h, więc to miejskie ograniczenie, którego bardzo często nie lubimy, jest bardzo przydatne – wyjaśniał Wiśniewski.
To zresztą nie wszystko. – Rozmawiając o smogu rzadko zwraca się też uwagę na kolejny problem zdrowotny związany z rozpowszechnieniem samochodów. Korzystając z nich nadmiernie wpadamy w… siedzący tryb życia – zaznaczył. – Uniwersytet Illinois zbadał i wykazał korelację między wskaźnikiem otyłości a liczbą mil przejeżdżanych regularnie autem. Ci którzy jeździli więcej, byli grubsi. Innymi słowy część problemów rzeczywiście możemy rozwiązać elektryfikacją transportu, ale nie wszystkie – dodawał.
Do pracy samochodemWiśniewski przytoczył też bardzo ciekawe dane z badania przeprowadzonego w Polsce w 2012 r. przez firmę konsultingową PMR, która zbadała jak Polacy dojeżdżają do pracy. Co ciekawe średnio trwa to 41 minut, a ponad połowie badanych (56 proc.) zajmuje to mniej niż 20 minut. Nie mamy więc do pracy daleko. Mimo to zdecydowana większość z nich korzysta przy tym z samochodu.
Warto tu jednak zaznaczyć, że PMR osobno policzyło tych, którzy mieszkają i pracują w innych miejscowościach, a osobno, którzy dom i pracę mają w tym samym mieście. Wśród tych pierwszych z auta korzysta 74 proc. respondentów, a z jakiejś formy zorganizowanego transportu 24 proc. (respondenci mogli wskazać kilka sposobów dojazdu do pracy ale pozostałe wskazania to śladowe ilości). Ci którzy mieszkają blisko pracy o wiele częściej idą do niej na piechotę (23 proc.) lub jadą rowerem (8 proc.), choć samochód wciąż jest najczęściej wskazywanym środkiem transportu (45 proc.).
– To wskazuje jak ważnym elementem zmiany przyzwyczajeń Polaków jest odpowiednie planowanie przestrzeni. To nie tylko takie planowanie miasta by bo pracy nie było daleko, ale też takie planowanie transportu, by on był dostępny – mówił Wiśniewski.