Każda inwestycja komunikacyjna oznacza nie tylko zysk, ale i stratę. Każdy remont niesie nie tylko usprawnienie po jego zakończeniu, ale i utrudnienia w czasie jego trwania. Te stwierdzenia to banał, ale miastom zdarza się o tym zapominać. Koszty przebudów ponoszą bowiem nie budżety magistratów, a te domowe lub firmowe – pisze w felietonie dziennikarz „Transport–Publiczny.pl” Kasper Fiszer.
„Bodaj najrzadziej kursującą na swojej stałej trasie linią łódzkiej komunikacji miejskiej jest w ostatnim czasie tramwajowa „trójka”. Stanowi ona jedyne połączenie obsługujące północny odcinek od pętli przy Wycieczkowej do targowiska przy Dolnej, gdzie zbiega się z ważnym ciągiem tzw. ŁTR. To właśnie z tego fragmentu swojej trasy wycofywana jest najczęściej, duże osiedla leżące przy ul. Łagiewnickiej mają więc jedynie sezonowy dostęp do tramwajów” – pisze autor zwracając uwagę na liczne remonty i przebudowy na trasie tramwaju.
„W okresie trzech lat, od października 2011 do października 2014 r., podróżni nie skorzystali z tramwaju (lub nie będą mogli z niego korzystać) w sumie przez ok. 19 miesięcy – to więcej niż połowa tego okresu! Efemeryczne funkcjonowanie jednej z istotnych tras w mieście jest przykładem nie tylko problemów z organizacją czasową robót, ale także tego, że przy planowaniu wszelkich inwestycji urzędnicy miejscy najczęściej biorą pod uwagę wyłącznie koszty poniesione przez samo miasto, a nie przez jego mieszkańców. Nie są bowiem rozliczani wprost np. z wydłużenia czasu podróży do pracy, lecz z realizacji budżetu”.
Cały felieton
przeczytasz tutaj.