Czy z komunikacją miejską jest jak z jedzeniem i piciem – korzystamy z niej, bez względu na cenę, bo jest niezbędna do życia? Trzeba pamiętać o tym, że czasy, kiedy ludzie pomimo podwyżek i tak jeździli, bo musieli, już dawno minęły. Teraz alternatywę stanowią własne lub firmowe samochody oraz coraz modniejsze poruszanie się rowerem czy nawet pieszo.
Jakiś czas temu przeczytałem na stronie internetowej Moje Miasto to Gorzów Wlkp. artykuł pt. „W którą stronę pojedzie MZK”, w którym ekspert od transportu prof. dr hab. Wojciech Bąkowski bronił tezy o konieczności podwyżek cen biletów i przekonywał, że „ cena biletu nie jest automatycznie powodem spadku liczby pasażerów”. – Czy jak drożeje chleb lub mleko, to przestajemy je kupować? Nie. Czy jak potanieją o połowę, zaczniemy je jeść i pić jak szaleni? Też nie. Używamy ich w ramach potrzeb. Cena nie jest więc jedynym powodem naszych zakupów – przekonywał naukowiec.
Przykład nie jest zbyt dobry, jako że chleb i mleko to artykuły pierwszej potrzeby – kupuje się je w zasadzie niezależnie od ceny. Transport publiczny rządzi się jednak nieco innymi prawami niż występujące w innych dziedzinach życia społecznego i gospodarczego. Przykładem jest obcinanie częstotliwości i relacji kursowania pociągów. Wycięcie określonego pociągu czy linii powoduje, że pasażerowie tych mniej zapełnionych pociągów nie dojeżdżają na przesiadki do tych bardziej zapełnionych połączeń. Spada wtedy ogólna liczba podróżnych, którzy wybierają inne środki transportu, w ostateczności rezygnują z podróży, w związku z czym zwiększają się straty przewoźników. W innych sektorach gospodarczych pozbycie się nierentownych wydziałów wpływa na poprawę kondycji firmy i poprawę wyników finansowych.
Cały felieton