Pisaliśmy niedawno na naszych łamach o pomyśle łódzkiego MPK na zmianę taryfy za przejazdy łódzkim transportem zbiorowym. Przedstawiciele przewoźnika twierdzili, że uniezależnienie opłaty od czasu przejazdu byłoby ukłonem w stronę pasażerów. Opinia eksperta Łódzkiej Inicjatywy na rzecz Przyjaznego Transportu na ten temat jest jednak daleka od entuzjazmu.
Roman Czubiński, Transport Publiczny: Prezes łódzkiego MPK wystąpił ostatnio z propozycją zmiany taryfy biletowej w taki sposób, by podstawą opłaty była liczba przejechanych przystanków, a nie czas od skasowania biletu. Czy to dobry kierunek?
Tomasz Bużałek, Łódzka Inicjatywa na rzecz Przyjaznego Transportu: - Przede wszystkim dziwi mnie źródło tej propozycji. MPK jest przewoźnikiem, którego zadaniem jest sprawne i bezpieczne przewożenie łodzian. Mam wrażenie, że na razie nie jest w stanie wywiązać się z tych obowiązków. Głowę władz MPK powinna zaprzątać chociażby plaga wypadających z tramwajów silników, przybierająca dziś takie rozmiary, jak za najgorszych czasów prezesa Wąsowicza i prezydenta Kropiwnickiego. Przechodząc do meritum – to rozwiązanie nadmiernie skomplikowane: wymagałoby od wszystkich łodzian wyrobienia kart elektronicznych oraz dwukrotnego przykładania ich do czytników przy wsiadaniu i wysiadaniu. To z kolei będzie wiązało się z zamieszaniem przy drzwiach oraz z sytuacjami konfliktowymi, gdy system zawiedzie i nie uwzględni odbicia karty przy wysiadaniu. Kawałek kartki z wydrukowana godziną jest znacznie bardziej namacalnym dowodem wniesienia opłaty, niż system elektroniczny. Warto też zadać pytanie, co z kupionymi niedawno biletomatami, które nie byłyby kompatybilne z nową taryfą?
Można oczywiście wprowadzać dowolne zmiany, ale powinny one czemuś służyć – przede wszystkim temu, by komunikacja była szybsza i sprawniejsza. System, o którym mowa, nie spełnia tego wymogu. Najlepsze systemy komunikacji miejskiej na świecie, istniejące w krajach takich jak Niemcy czy Szwajcaria, na ogół nie stosują tak drobiazgowych rozliczeń.
Większość łodzian nie będzie musiała wyrabiać w tym celu specjalnych kart, bo będzie można wykorzystać w tym celu „Migawkę” (nośnik elektroniczny łódzkich biletów okresowych). W dodatku, jeśli chodzi o bilety okresowe, wszystko pozostanie bez zmian.
Ktoś, kto korzysta z Migawki, na ogół ma na nią wykupiony bilet. Skoro dążymy do tego, by jak najwięcej osób korzystało z biletów długookresowych, nie twórzmy bardzo skomplikowanych rozwiązań dla problemu, który dotyczy relatywnie niewielkiej grupy pasażerów.
MPK zapowiada, że ewentualne wprowadzenie reformy nastąpiłoby we współpracy z którymś z operatorów transakcji bezgotówkowych, który pokryłby jej koszty.
To iluzja. Operator będzie musiał na czymś zarobić. Prawdopodobnie ten zysk będzie musiał pochodzić z prowizji ze sprzedaży biletów, a więc w ostatecznym rachunku zapłacą pasażerowie.
Czy zaletą takiej zmiany nie byłoby wyłączenie z opłaty czasu przeznaczonego na oczekiwanie na przesiadkę?
Wolałbym, by czas oczekiwania na przesiadkę był minimalizowany, a nie odliczany od opłaty. To już oczywiście zadanie nie dla przewoźnika, ale dla organizatora lokalnego transportu zbiorowego. Jeśli w łódzkich warunkach czas przesiadki na linię tramwajową jeżdżącą przez centrum miasta potrafi wynosić 20 minut, to właśnie sam czas jest problemem, a nie opłata, którą za niego ponosimy. W dodatku długość przystanków w Łodzi też jest bardzo różna: odległość pomiędzy nimi wynosi czasem 100 metrów, a czasem ponad kilometr. Trudno więc nazwać to rozwiązanie w stu procentach sprawiedliwym.
Czy według Pana łódzki system opłat za przejazdy komunikacją miejską w ogóle wymaga zmian? Jeśli tak, to jakich?
Wielu łodzian wyraża niezadowolenie z powodu zlikwidowania przed kilkoma laty biletów 10-minutowych. Taryfa przed tymi zmianami (z biletami 10-, 30- i 60-minutowymi) wydawała się czytelniejsza i bardziej przyjazna. Nie trzeba jednak koniecznie wracać do tamtego modelu. Warto pomyśleć nad skonstruowaniem oferty dla grup łodzian jeżdżących komunikacją publiczną rzadko lub na krótkie odległości, dla których zakup Migawki byłby nieopłacalny, natomiast przejazdy na biletach jednorazowych wypadają tylko nieznacznie taniej. Warto pomyśleć o biletach ważnych nie w całym mieście, lecz tylko w rejonie zamieszkania, na przykład o tańszym bilecie okresowym w obrębie osiedla.
Warto także rozważyć wprowadzenie tańszych biletów ważnych poza godzinami szczytu. Taka oferta, skierowana do osób mogących wybierać godzinę, o której pojada np. do sklepu, mogłyby rozładować tłok w tramwajach i autobusach w szczycie porannym i popołudniowym. Oba wymienione rozwiązania pozwolą też bardziej efektywnie wykorzystać posiadane przez miasto i MPK zasoby.
***
Tutaj można zapoznać się ze stanowiskiem MPK w tej sprawie.